![]() |
Strasbourg Petite France |
Wracając z każdej wyprawy mamy przeświadczenie, że właśnie ta wyprawa była najwspanialsza. Tym razem nie mogło więc być inaczej. Wyprawa zahaczająca o trzy przygraniczne kraje: Francję, Szwajcarię i Niemcy, prowadząca prze Alzację i Jurę znów okazała się być właśnie tą najwspanialszą, a na naszym podium robi się coraz ciaśniej.
Wyruszyliśmy z Sarreguemines, niewielkiego miasteczka położonego nieopodal Saarbrücken. Miejscowość wybraliśmy z powodu przyhotelowego parkingu, na którym nieodpłatnie mogliśmy zostawić samochód. Właściciel hotelu zaskoczył nas swoją całkowitą niewiedzą dotyczącą właśnie rozpoczynających się w Paryżu mistrzostw olimpijskich, o które z uprzejmości go zapytaliśmy. Ceremonia otwarcia miała się rozpocząć za kilka minut, ale okazało się, że w Mozeli, gdzie startowaliśmy, chyba nie wszyscy tak bardzo się nią tak pasjonują, jak nam się wydawało że powinni.
Na pierwszy etap wyprawy od Sarreguemines do Miluzy wybraliśmy trasę rowerową Euro Velo 5, zwaną Via Romea Francigena. To długodystansowa trasa prowadząca od Canterbury do Rzymu i liczącą w całości prawie 4 tysiące kilometrów. Piesza Francigena została „wytyczona” w X wieku przez arcybiskupa Canterbury, który ponoć przeszedł ją do Rzymu, a potem z powrotem.
Francigena jest bardzo łatwa i płaska. początkowo prowadzi wzdłuż kanału węglowego rzeki Sarry. Pijemy pierwszą rowerową kawę w Sarralbe w pobliżu gotyckich wież kościoła Saint Martin i chłoniemy ten specificzny francusko-niemiecki klimat pogranicza na wodnej linii Maginota. Tereny przez które jedziemy to królestwo rzek, kanałów jezior, barek i czapli. Zaskakuje nas skrzyżowanie z trasą rowerową V52 biegnącą w kierunku Nancy. To wodno-rowerowe wielkie skrzyżowanie, na którym rowerzyści przegrywają z wodniakami i jako przegrani muszą pokonać skrzyżowanie po schodach.
![]() |
Vallée des Eclusiérs |
Za Gondrexange, gdzie śpimy na wielkim campingu, wjeżdżamy na starą ścieżkę holowniczą kanału Marna-Ren, przez sielankową dolinę śluz czyli Vallée des Eclusiérs. Kiedyś niezwykle potrzebna, teraz zamknięta dla żeglugi od 50 lat, zaskakuje kaskadą 17 śluz rozłożonych na odcinku 3,8 kilometra, którym towarzyszą domki dla obsługi oraz strome ściany z czerwonego piaskowca. Okoliczne wzniesienia Wogezów nie są bardzo wysokie, ale dolina jest bardzo wąska, tak jak i sama ścieżka rowerowa. Trzeba bardzo uważać mijając się z innymi rowerzystami. Jadącą z naprzeciwka rowerzystka za bardzo odbija do środka, uciekając przed rosnącymi na poboczu pokrzywami i czołowo zderza się ze mną. Na szczęście straty są niewielkie, tylko jedna pęknięta saszetka z lunchem i jedno rozbite kolano. Mogę jechać dalej. Po opuszczeniu Wogezów ścieżka prowadząca przez równinę Alzacką jest prawie płaska, a zbliżający się Strasbourg dodaje skrzydeł. Śpimy u bram Strasbourga w B&B.
Strasbourg jest miastem, które darzymy szczególnym sentymentem. To tu, jadąc autostopem w biednych, studenckich czasach prawie 40 lat temu, gotowaliśmy w hotelowej łazience zupę pomidorową z torebki na benzynowej kuchence turystycznej, starając się nie puścić z dymem całego hotelu. To tu za nasze jedyne franki kupiliśmy wtedy nasze pierwsze karimaty, które wydawały nam się siódmym cudem świata. To także tu kilka lat później kupiliśmy wózek dla będącej w moim brzuchu córki i wieźliśmy go do Polski ledwo zipiącym małym fiatem 126p.
Strasbourdzka strzelista katedra z czerwonego piaskowca czeka na nas taka sama piękna jak przed laty. Tylko my trochę starsi, ona nic się nie posunęła. Obok stoi przepiękny budynek z restauracją, która od zawsze jest obiektem moich niespełnionych marzeń. Renesansowy, bajkowy, drewniany, poczerniały od starości Maisson Kammenzell. Na gotyckich fundamentach tego niesamowitego budynku stoją trzy zbudowane w XV i XVI wieku piętra, z rzeźbionymi i malowanymi drewnianymi ścianami i gomółkowymi szybami w oknach. No niestety, tym razem też w niej nie zjemy bo jest wcześnie rano i pora jest zupełnie nieobiadowa. Zostanie na mojej bucket list na przyszłość.
![]() |
Strasbourg -Petite France |
Jedziemy więc do położonej tuż obok Petite France. Mamy szczęście, że przez chwilę w tej najbardziej pocztówkowej dzielnicy Strasbourga nie ma turystów. Przy dźwięku rozkładanych przez kelnerów stolików i krzeseł wpatrujemy się z zachwytem w odbijające w wodach rzeki Ill urocze domy z muru pruskiego, które kiedyś były domami rybaków, garbarzy i młynarzy. Petite France to właściwie „mała franca”. Nazwa pochodzi od znajdującego się tu w XV wieku hospicjum dla chorych na syfilis, zwany wtedy „chorobą francuską”. Po chwili już dołączają do nas japońscy turyści w dużej obfitości, machający na wszystkie strony swoimi selfi stickami, więc wycofujemy się pospiesznie. Nie zostajemy w Strasbourgu na dłużej, czeka na nas piękny wariant EV5 czyli alzacka Véloroute du Vignoble, wijąca się poprzez winnice, średniowieczne alzackie wioski i pagórkowate krajobrazy. Tu rosną winogrona na słynne alzackie wina Riesling, Pinot Gris i Gewurztraminer. I to tu mieszkają alzackie bociany..
Na obiad zatrzymujemy się w restauracji w Molsheim. Befsztyk z masłem czosnkowym i zapiekanka z ziemniaków popite zimnym piwem smakują wśród ślicznej alzackiej architektury i po przejechanych kilometrach jak kawior z szampanem. A za chwilę już na nas czeka otoczone podwójnym pierścieniem murów obronnych przepiękne Obernai. Szukamy miejsca na kawę w centrum miasta. Robi na nas wielkie wrażenie, że każde napotkane miasto, miasteczko czy wieś wygląda jak z bajki i jest pełne XV-XVII wiecznych kolorowych szachulcowych domów, że stromymi dachami krytymi czerwoną karpiówką i wylewających się z ich okien pelargoniami.
![]() |
Mittelbregheim |
Chwilę odpoczywamy w cieniu kamiennych murów położonego wśród winnic miasteczka Mittelbreigheim. Tu nie ma turystów, jest zupełnie pusto i cicho. Na placu przy kościele, gdzie siedźmy woda ze źródła „pluszcze w cembrowinę”. I zapewne jest to właśnie ta cembrowina i to źródło, o których mówił Czesław Miłosz w wierszu „Mittelbergheim”, napisanym właśnie w tym miasteczku. Wzruszająco brzmią słowa tego wiersza czytane przez samego Miłosza, które puszczamy sobie na Spotify.
Nocujemy w Scherwiller, kolejnej alzackiej perełce, na campingu przy fermie. Camping jest prosty, bez luksusów, ale jest piwniczka właściciela campingu, w której wieczorem degustujemy z rozkoszą zimne alzackie wina: Pino Blanc, Pino Gris, Riesling i Gewurstaminer. Na wysokości Chatenois pełnego oczywiście bajkowych domów, jadąc wzdłuż winnic zbliżamy się do Wogezów. Na ich niewysokich szczytach widzimy ruiny średniowiecznego zamku Kintzheim i imponującą sylwetkę zamku Haut-Koenigsbourg. Ten ostatni jest ponoć najpiękniejszym zamkiem Alzacji, mimo że właściwie wzniesionym z ruin od nowa. Na kawę odbijamy trochę z trasy do uroczego Bergheim. Prócz dwóch osób w kawiarni nie widzimy w miasteczku żywego ducha.
![]() |
Scherwiller |
![]() |
Bergheim |
![]() |
Barr |
Te prześliczne kolorowe małe miasteczka, zupełnie pozbawione ruchu turystycznego są zachwycające. Szkoda, że poświęcamy im tak mało czasu. Ale mając w planie dzienny dystans 70-90 kilometrów na analogowych rowerach musimy trochę się spieszyć. Na obiad zatrzymujemy się w Sainte-Croix-en-Plaine. Restauracja serwująca kuchnię francuską jest zamknięta więc zrezygnowani idziemy do pobliskiego kebaba, który zaskakuje nas ogromną a tanią piersią z kurczaka z frytkami i surówką. Kawę dostajemy za darmo. Upał się wzmaga niemiłosiernie, więc jadąc dalej rzucam badawczo okiem na nadbrzeża rzeki Ill, wzdłuż której prowadzi trasa i znajduję to czego nam w tej chwili najbardziej potrzeba. Niewielka kamienna i ocieniona plaża z czyściutką wodą gości nas przez dwie godziny. Po chwili dołączają do nas inni rowerzyści, którzy okazują się być blogerami z „Oj, jak pięknie”. Zaczęłam ich właśnie obserwować na Instagramie kilka dni temu ponieważ relacjonowali swoją wyprawę po Francji. Co za spotkanie! Do B&B w Miluzie dojeżdżamy dopiero późnym wieczorem. Największa przewaga hotelu nad campingiem, prócz oczywiście wygodnego łóżka, to to że można przyjechać późno i dzień jazdy może być dłuższy.
![]() |
Bazylea - plaża nad Renem |
Na kolejny dzień zaplanowaliśmy wyjazd do Bazylei i powrót do tego samego B&B w Miluzie. Trasa prowadzi wzdłuż kanału Rodan-Ren, przez Petite Camargue Alsacienne, rezerwat przyrody Alzacji a potem wzdłuż Renu. Jak to możliwe, że w środku Bazylei trzecim co do wielkości mieście Szwajcarii, centrum przemysłu chemicznego i farmaceutycznego woda była tak zielona i tak czysta? My na codzień mieszkamy w Krakowie, gdzie Wisła ma zawsze brązowy kolor, nie widać w niej dna i często dziwnie pachnie. Chyba już zapomnieliśmy, że to nie jest ściek tylko dumna Królowa Polskich Wód. Kontynuacja wyprawy w górę Renu byłaby z pewnością zachwycająca, ale ponieważ Szwajcaria jest dość drogim krajem więc zostawiamy sobie ten z pewnością cudowny teren na lepsze czasy. Dzień jest tak upalny, że nie chce nam się jakoś szczególnie zwiedzać Bazylei. Jedziemy niespiesznie wzdłuż nadrzecznego bulwaru delektując się widokami na starówkę położoną na przeciwległym brzegu Renu, obserwujemy ludzi w kawiarniach, pijemy wodę z pitników w kształcie bazylejskiego bazyliszka, jemy oszczędnościowy lunch z saszetek w miejskim parku. W końcu z prawdziwą rozkoszą zatrzymujemy się na jednej z kilku kamienistych plaż w centrum miasta i kąpiemy się w zielonym, chłodnym Renie. Obok nas mieszkańcy Bazylei, być może powracający z pracy do domów, pakują swoje garnitury, garsonki, buty i telefony do nieprzemakalnych toreb i z tak zabezpieczonym dobytkiem pod pachą spływają w dół miasta z prądem rzeki. Wracając przejeżdżamy przez przerzuconą nad zielonym Renem passrerelle des Trois Pays czyli rekordzistkę świata w dziedzinie kładek dla pieszych i rowerzystów. Dzień kończymy w Miluzie zimnym piwem na placu de la Réunion.
![]() |
Kanał Rodan-Ren |
Długo nie byliśmy pewni jak dalej chcemy jechać dalej po do dojechaniu do Miluzy. Ostatecznie decydujemy się na jazdę Euro Velo 6 zwaną Velorute Du Fleves, która prowadzi od Renu do Atlantyku. Opuszczamy więc cudowną Alzację i wjeżdżamy do Burgundii Franche-Comté wzdłuż kanału Rodan-Ren pełnego jachtów, małych portów, śluz, krów i czapli. W Montreux-Chateaux jemy déjeuner w rodzinnej restauracji na wielkiej barce. Obiad złożony z czekadełka, zupy, sałaty dania głównego i kawy łasucha w cenie 14,90 € oraz ochrona przed burzą jaką nam dała barka wprawiają nas w tak radosny nastrój, że dla pełnego szczęścia zamawiamy jeszcze dwa kiry. Jak Burgundia to kiry muszą być koniecznie. Na nocleg zatrzymujemy się w prywatnej kwaterze w niewielkiej miejscowości Montbéliard. Oczywiście jak to we Francji bywa ta niewielka miejscowość okazuje się mieć ponad 1000 letnią historię, należeć w przeszłości jako księstwo do Świętego Cesarstwa Rzymskiego, posiadać zamek książąt Wirtembergii z XIII wieku i nadawać swą nazwę łaciatym czerwono-białym krowom, z których mleka powstaje słynny ser Comté.
![]() |
Deluz |
Eurovelo 6 prowadzi nas krętymi meandrami rzeki Doubs. Od Baume-les-Dames widzimy juź wyraźnie, że znaleźliśmy się w Jurze. Nad brzegami rzeki wyrastają wapienne skały, pofałdowane i spękane. Krajobraz jest przepiękny. Na nocleg wybieramy wtulone w meander rzeki miasto Besançon. O poranku robimy rundkę po mieście, w którym chyba najbardziej podobają nam się resztki zabytków galo-romańskich, idealnie zintegrowane z miastem. Przejeżdżamy przez Porte Noire, jeden z najlepiej zachowanych w Europie łuków tryumfalnych, zbudowany w 51 roku przez cesarza Klaudiusza. Chwilę odpoczywamy w pobliskim Square Castan, pięknym ogrodzie angielskim, którego wielkie drzewa przejęły funkcje niektórych kolumn rzymskich i tworzą wspólnie z nimi zieloną cienistą kopułę.
Cisza, głęboki cień, zieleń i ciurkajaca woda, a tyle w tym miejscu się kiedyś działo! Gwarny teatr rzymski zrujnowany przez Hunów, zbudowane na jego ruinach baptysterium z pierwszych wieków chrześcijaństwa, zniszczone podczas Rewolucji. A teraz stateczna „emerytura” w objęciach zieleni.
![]() |
Porte Noire w Besançon |
Robimy jeszcze rundkę wokół miasta, wzdłuż bulwarów rzeki Doubs i jedziemy dalej. Po drodze mijamy jeszcze Thoraise Percée czyli zbudowany w 1784 roku tunel kanałowy na kanale Rodan-Ren i ufortyfikowaną średniowieczną wieś Rochefort-sur-Nenon z pięknymi wapiennymi klifami wzdłuż ścieżki rowerowej na brzegu Doubs.
Wcześnym popołudniem dojeżdżamy do najbardziej na zachód wysuniętego miasta naszej wyprawy czyli ślicznego i pełnego zabytków Dole. Chętnie byśmy tu spędzili wieczór, ale nie ma miejsc na lokalnym campingu. Pani recepcjonistka bardzo się dziwi, że nie przyszło nam do głowy zarezerwować noclegu. I jest nieugięta w sprawie wygospodarowania dla nas choćby niewielkiego trawniczka. Turystów rzeczywiście jest sporo, a my się od nich odzwyczailiśmy bo prócz Strasbourga, reszta trasy była właściwie ich zupełnie pozbawiona. Zmieniamy więc plany dotyczące wieczoru w Dole i decydujemy się od razu wrócić pociągiem TER do Miluzy. którą następnie opuszczamy trasą wzdłuż kanału Rodan Ren. Zatrzymujemy się w Fessenheim na wielki befsztyk z masłem czosnkowym i jedziemy dalej wzdłuż Renu, pomiędzy polami kukurydzy. W oddali po prawej towarzyszą nam góry Szwarzwaldu, a po lewej Wogezy. Na kolejny nocleg zatrzymujemy się na campingu w Vogelgrun. Dość wczesną pora pozwala nam na zwiedzenie niewielkiej alzackiej miejscowości Breisach am Rhein, którą w czasach galo-romańskich miała ogromne znaczenie dzięki strategicznemu położeniu na przecięciu Renu i skrzyżowaniu licznych szlaków komunikacyjnych. Wokoło widać położone na wzgórzach winnice regionu Badenii, a w dole migocze w słońcu Ren. Jego zielone wody towarzyszą nam przez cały kolejny dzień, który spędzamy po niemieckiej stronie.
![]() |
Wzdłuż Renu |
Trasa rowerowa prowadzi nas brzegiem rzeki, po wysypanych białym szutrem wałach, pozwalając się cieszyć bliskością wody, Na chwilę odbijamy od rzeki by rzucić okiem na prześliczne średniowieczne winiarske miasteczko Vogtsburg im Kaiserstuhl, malowniczo położone wśród wzgórz i winnic i znów wracamy na szutrowe ścieżki i rozlewiska Renu. W Rhernau przepływamy rzekę darmowym promem, wracając znów na francuską stronę. Wzdłuż kanału Bassin Vauban dojeżdzamy do Erstein, gdzie teoretycznie powiniem być camping. Niestety tylko teoretycznie. Dopiero na miejscu orientujemy się dlaczego nie udało nam się do campingu dodzwonić. Jest zamknięty na cztery spusty, a informacja o tym (oczywiście tylko po francusku) widnieje na karteczce przyczepionej na drzwiach recepcji. Jesteśmy już za bardzo zmęczeni żeby jechać dalej. Szybko rezerwujemy przez booking ostatni pokój hotelowy w całym miasteczku. Nie sypiamy we Francji na dziko. Lubimy prysznic po męczącym rowerowym dniu i spokojny nocleg bez stresów, czy ktoś nas czasem nie przegoni ze swojej miedzy. Bo noclegi na dziko, które opisaliśmy w poście "nocowanie na dziko we Francji, czyli camping sauvage" to we Francji raczej rzadka sprawa. A w miejscu niedozwolonym, dodatkowo kosztowna.
Idziemy też na wieczorną kolację do centrum Erstein, ale alzacki specjał kapuściano-boczkowo-kiełbasiany mocno nas rozczarowuje. Rano pocieszamy się pysznymi pain aux chocolad i jedziemy doliną rzeki Rruche, wzdłuż niekończących się pól kapusty na kapuściano-boczkowe specjały. Po drodze mijamy kolejne przepiękne miasteczka o cudownej alzackiej architekturze i niemiecko brzmiących nazwach: Nordhouse, Hindisheim, Innenheim. W Avolsheim jemy déjeuner w przepięknie zaadaptowanym na restaurację budynku gospodarczym z muru pruskiego. Tuż obok odkrywamy XI wieczną kaplicę Saint-Ulrich, zbudowaną na planie czterolistnej koniczyny, w której wnętrzu znajdują się XIII wieczne freski. To jest właśnie cały smak Francji. Na każdym kroku i w każdej właśnie mijanej mieścinie musicie być gotowi na takie niespodziewane smaczki.
![]() |
Opactwo benedyktyńskie w Marmoutier |
Na niektóre naprawdę nie mamy tyle czasu, na ile zasługują. Jak na przykład na jedno z najstarszych opactw w Alzacji w Marmoutier, założone w 590 roku, za czasów króla Childebarda II z dynastii Merowingów. Ma na tyle bogatą historię iż do do chwili, w której Mieszko I zjednoczył plemiona Polan, zdążyło się już trzykrotnie spalić. Czerwona granitowa fasada z XII wieku, pod którą zatrzymujemy się na krótki postój, wygląda niezwykle imponująco. Choć jej powagę zaburza nieco błyszczący z dala i wyglądający jak doklejony zegar ze złoconymi wskazówkami.
Od Marlenhaim nasza trasa zaczyna się piąć co raz bardziej w górę. Żeby zatoczyć pętlę i wrócić do Sarreguemines musimy pokonać Wogezy. Nie są to wysokie góry, pokonujemy dziennie 600 metrów przewyższeń. Akurat tyle żeby mieć fajny widok z góry i sympatyczny zjazd. No i żeby się trochę zmeczyć. Choć pod koniec dnia, mając na koncie 80 kilometrów i pokonując kolejne góra-dół jesteśmy zmęczeni nieco więcej niż trochę. Na szczęście camping w Dossenheim-sur-Zinsel czeka na nas z zimnym piwem Kronenbourg Fleuron d'Alsace oraz alzackim szpeclem z serem Munster, który sprzedaje za kilka euro lokalna gospodyni.
Ostatni dzień dzielimy pomiędzy dalszy przejazd przez Park Regionalny Wogezów Północnych i kanał rzeki Saary. Smakujemy przejazd przez rezerwat łowiectwa i dzikiej przyrody Petite-Pierre z jego tajemniczym, leśnym i nieco dzikim klimatem. Podjazdy nie są bardzo strome i długie a zjazd w stronę kanału węglowego Saary bardzo przyjemny. Na ostatnim odcinku wracamy do wodnych klimatów nad kanałem czyli czapli i jachtów tym razem urozmaiconych poprzez młyny wodne, które na tym docinku Saary aż do Sarralbe jest kilkanaście. Trasa wzdłuż kanału prowadzi nas prosto do Sarregumines, gdzie czeka na nas samochód.
![]() |
Park Regionalny Wogezów Północnych |
![]() |
Zrealizowana trasa |
Rok wyprawy: 2024
Trasa: Saaregumines > Gondrexange> Vendenheim> Schewiller> Mulhouse> Basylea> Mulhause> Montbéliard> Besançon> Dole> Mulhouse>Breisenach am Rhein> Erstein> Dossenheim sur Zinsel > Sarregumines
Dystans: ~ 926 km.
Różnica wysokości 1300m
Czas 12 dni+ 2 na dojazd samochodem
Nawigacja: Mapy.cz.
Noclegi: campingi ~15 euro za noc, pokoje gościnne rezerwowane przez Booking.com ceny 37-50€. We Francji nocowanie na dziko jest tolerowane, ale z dużymi ograniczeniami. Więcej w poście nocowanie na dziko we Francji czyli „Camping Sovage”
Hotel startowy z darmowym parkingiem Brit Hotel w Sarregumines https://www.booking.com/Share-30HfGR
Porady dotyczące posiłków, campingów i ogólnie wypraw we Francji
Rowery: dwa rowery crossowe Scot z 28 calowymi oponami
Sakwy: Crosso przód i tył.
Przejazd Dole-Mulhouse pociągiem 80€ za dwie osoby z rowerami
Rezerwacja pociągów przez aplikację (choć raczej polecamy zakup na dworcu)
Kalkulator tras rowerowych
Trasy rowerowe euroVelo5,6 i 15 https://www.francevelotourisme.com/
.
Komentarze
Prześlij komentarz