Przejdź do głównej zawartości

Kanał Nantes-Brest i Bretania na rowerze, czyli „Asterix i Obelix”




Bretania! Niezwykła kraina, otoczona wodami Antlantyku i Kanału La Manche. Odrębna kulturowo, pełna przedziwnej tajemniczości, niezwykłych megalitów, celtyckich legend, jabłkowego cydru, omszałych głazów, tajemniczych źródełek i wspaniałego sprzyjającego fotografom światła. Miejsce gdzie Galowie Asterix i Obelix skutecznie opierali się rzymskim najazdom, a druid Panoramix warzył swój napój magiczny. Ojczyzna  Merlina, Króla Artura i rycerzy Okrągłego Stołu. Do XVI wieku Bretania była niezależnym od Francji księstwem. Jej mieszkańcy wywodzą się od celtyckich Brytów, plemion które opuściły Kornwalię w IV i V wieku. Niektórzy Bretonczycy podkreślają swoją odrębność przez widoczne tu i ówdzie Gwenn-ha-Du czyli bretońskie czarno-białe flagi z motywem heraldycznych elementów, od wieków używanych w Bretanii. Około 200 tysięcy Bretończyków nadal używa języka bretońskiego, chronionego prawnie i nauczanego w szkołach. Nazwy miejscowości oznakowane są dwujęzycznymi nazwami. Zapewniam, że można sobie na nich połamać język. 
Byliśmy tam już kiedyś, w czasach, gdy jeszcze nie jeździliśmy na wyprawy rowerowe i wiedzieliśmy od dawna, że absolutnie chcemy tam powrócić na rowerach. 
Tylko dlaczego tam jest tak strasznie daleko?


Nie od parady departament Finistère czyli północno-zachodni kraniec Bretanii tak się nazywa. „Finis terrae” - czyli „koniec ziemi”. Chyba najlepiej byłoby polecieć tam samolotem, tylko że nas zawsze przerażała wizja rozkręcania roweru, pakowania go w nie-wiadomo-gdzie-znajdowane pudła i liczenia na to, że pracownik lotniska ładujący bagaże nie będzie akurat w tym dniu w nastroju do rzucania tym pudłem. Wizja urwanej przerzutki lub innego uszkodzenia uniemożliwiającego dalszą podróż skutecznie odstraszała nas zawsze od takiego rozwiązania. Pojechaliśmy więc tradycyjnie, samochodem. Zostawiliśmy samochód na campingu w Orleanie, korzystając z opcji „garage morte” i jeszcze tego samego dnia przejechaliśmy pociągiem do Nantes. Tu zaczął się pierwszy etap naszej wyprawy czyli przejazd na północ, wzdłuż Kanału Nantes-Brest. 



Kanał łączący dwa morskie porty Nantes i Brest, poprzez śródlądową Bretanię jest to kompleks budowli hydrotechnicznych planowany już w XVI wieku a opracowany w 1783, kiedy to Brest został zablokowany przez angielską flotę. Budowa została rozpoczęta w 1811 przez Napoleona Bonaparte, który chciał zapewnić bezpieczne połączenie śródlądowe między dwoma największymi portami wojskowymi. 
Kanał jest wykorzystywany obecnie do turystyki. Snują się po nim wielkie turystyczne barki niespiesznie pokonujące kolejne śluzy. Przejazd rowerowy wzdłuż kanału, po trasie la Velodyssée (części Eurovelo1) od Nantes do Roscoff liczy 390 kilometrów. Mimo, iż bardzo doceniamy cień jaki rzucają posadzone wzdłuż kanałów drzewa, to jednak bardzo długie odcinki, proste jak od linijki napoleońskiego planisty są dość monotonne. Na wielu odcinkach znajduje się nawierzchnia z wapiennego tłucznia, która wymaga mocniejszego naciskania na pedały, pyli się i brudzi wszystko. Od czasu do czasu teren podnosi się, pokonując kolejną śluzę. Śluzy i domki obsługi to istne cacuszka. Każda udekorowana zgodnie z gustem mieszkającego tam śluzownika. Po drodze mijamy bretońskie miasta Malestroit, Josselin z bajkowym zamkiem, Rohan, Pontivy i Redon. 

 Veloodyssée  porzuca wreszcie kanał i odbija na północ w kierunku kanału la Manche, prowadząc nas na niewysokie wzgórza Masywu Armorykańskiego. To tu gdzieś zlokalizowana jest fikcyjna wioska Asterixa i Obelixa! Na końcu tego pełnego wzniesień odcinka czeka na nas Roscoff, położone nad kanałem La Manche urocze miasto korsarzy, w którym  zachowały się gotyckie domy, a także piękne rezydencje armatorów z XVI i XVII wieku. Zatrzymujemy się w Roscoff na jeden dzień, korzystając frajdy obcowania z wybrzeżem Atlantyku i jego pływami. 



Kolejny etap przejeżdżamy po trasie rowerowej La Vèlomaritime, prowadzącej wraz z Eurovelo 4 wzdłuż wybrzeża kanału La Manche aż do Belgii. Skręcamy więc na wschód. Wybrzeże bretońskie jest piękne! Trasa wije się po klifach co chwilę zjeżdżając do położonych nad samym brzegiem morza niewielkich miejscowości i znów wznosząc się na znajdujące 100 metrów nad poziomem morza szczyty klifów. Dość szybko upada nasz pomysł na kolejne rowerowe wakacje podczas których chcieliśmy przejechać Tour de Manche czyli objechać kanał La Manche dookoła, najpierw po francuskim a potem po brytyjskim wybrzeżu. Brytyjskie klify są ponoć jeszcze wyższe niż bretońskie, a trasa jeszcze bardziej wymagająca. Ale nie ma co narzekać. Urozmaicenie trasy La Vèlomaritime i widoki wynagradzają po stokroć wysiłek. 

Po drodze czekają na nas rezerwaty ornitologiczne, strome dzikie klifowe wybrzeża, zaskakujące Côte de Granit Rose pełne potężnych różowych skał uformowanych przez erozyjne działania wiatru. Mijamy ukwiecone kolorowymi hortensjami kamienne domy mieszkalne przytulone do ogromnych głazów czy też wyoblonych wiatrem skał, wyższych niż kalenice ich dachów, rybackie i portowe miejscowości i nadmorskie kurorty, megalityczne budowle sprzed 4,5 tysiąca lat oraz miejscowości ze szachulcowymi domkami z XV, XVI i XVII wieku, gotyckimi katedrami czy charakterystycznymi bretońskim kamiennymi krzyżami. Naprzemiennie mijamy dzikie wybrzeża, skaliste przylądki, rezerwaty przyrody, rozległe wrzosowiska i osłonięte piaszczyste zatoczki z turkusową wodą. Wielokrotnie wjeżdzając do miasteczek mamy wrażenie podróży w czasie. Granitowe kościoły strzeliste dzwonnice, brukowane uliczki i kamienne domy nie zmieniły się tu od czasów gdy Anna Bretońska, ostatnia niezależna księżna Bretanii i dwukrotna królowa Francji objeżdżała swe włości i odbierała hołdy lenne od władz miejskich. 

Jesteśmy wyposażeni w turystyczną kuchenkę, produkty na obiad i wszystko co niezbędne do jego przyrządzenia, ale od południa intensywnie rozglądamy się za restauracjami i często zanim zdążamy zgłodnieć napotykamy po drodze na niewielkie restauracje, które kuszą nas swoimi menu w zasięgu naszych finansowych możliwości. Byłaby to niepowetowana strata nie skosztować tutejszych ostryg, karczochów, pasztetów, małży czy choćby tylko befsztyków z frytkami. Jest to dla nas zawsze cudowna chwila wytchnienia dla zmęczonych mięśni i obolałych pośladków. Pogoda nas nieszczególnie rozpieszcza, jest typowo bretońska: nieustannie zachmurzone niebo i nadciągający niespodziewanie deszcz. Do tego bretoński wiatr testuje na nas swoją erozyjną siłę



Końcowym akordem bretońskiej części La Vèlomaritime są szerokie plaże Coté d’Emeraude (Wybrzeża Szmaragdowego), chronione wrzosowiska półwyspu Cap Fréhel oraz intra-muros, fortyfikacje i plaże miasta Saint-Malo. To założone w VI wieku korsarskie miasto, będące w XVII i XVIII wieku jednym z największych i najważniejszych portów Francji zostało w 80% zniszczone podczas II wojny światowej podczas amerykańskiego ostrzału z lądu, morza i powietrza i przez użycie napalmu. Mimo, że po wojnie zostało pieczołowicie odrestaurowane czujemy jakby czegoś w nim nam brakowało. 

Za Saint Mało klify znikają. Przejeżdżamy do Normandii, a trasa rowerowa wiedzie nas do jednego z najpiękniejszych zabytków Francji: Mont Saint-Michel. Rdzenni Bretończycy nie zgodziliby się ze mną w tym miejscu. Dla nich Mont Saint Michel leżeć ma w Beranii, a znalazło się w Normandii chwilowo, na skutek kaprysu stanowiącej granicę pomiędzy departamentami rzeki Couesnon. Odwiedzana przez turystów tak samo często jak Paryż pływowa wyspa, na której znajduje się niezmiennie od średniowiecza kamienna wioska zwieńczona ufortyfikowanym opactwem św. Michałowa Archanioła widoczna jest już z daleka. Podczas odpływu otoczona jest piaszczystymi ławicami, podczas przypływu, który w tym miejscu nadchodzi z „prędkością galopującego konia” staje się wyspą. Grobla łączy wyspę z lądem stałym. Gdy byliśmy tu ostatnio Mont Saint Michel wystawała z morza samochodów, które zalewały parking położony tuż pod fortyfikacjami. Teraz grobla łącząca wyspę z lądem stałym jest dostępna tylko dla pieszych, autobusów i transportu konnego dowożącego turystów. Nawet rowerzyści muszą przejść kilkukilometrową groblę prowadząc rowery. Gdzieś powinniśmy odnaleźć zamykane szafki na rowery, które powinny pozwolić nam pozostawić je na czas zwiedzania wraz z sakwami, ale nie znajdujemy. Nie szkodzi, nie wchodzimy za mury. Byliśmy tam już dwa razy i wiemy jakie tłumy turystów kłębią się tam w sezonie, wiec możemy sobie pozwolić tylko na napawanie się z zewnątrz  widokiem Mont Saint-Michel, który chyba nigdy nie przestanie nas zachwycać. 



Kolejny raz zmieniamy trasę rowerową. Żegnamy La Vélomaritime, która wzdłuż kanału La Manche prowadzi dalej na północ, a my kontynuując podróż na wschód, przenosimy się na La Véloscénie - trasę rowerową łączącą zatokę Mont-Saint-Michel z Paryżem. Prowadząca przez zieloną wiejską Normandię, wzgórza Perche i dolinę Chevreuse, prowadząca po nieuczęszczanych drogach i voies vertes daje nam się nacieszyć zupełnie innymi niż do tej pory, rolniczymi krajobrazami. Niestety narastający z każdym dniem upał zatrzymuje nas w połowie drogi do Paryża. Rzucamy jeszcze okiem na Château de Carrouges z XIV wieku, zamek pełniący funkcję twierdzy podczas wojny stuletniej, a póżniej uroczej renesansowej rezydencji zanim temperatura dosłownie wprasowuje nas w bijący żarem asfalt.  
Prognoza przewiduje kontynuację ogromnych upałów w następnych dniach. Z żalem rezygnujemy z zaplanowanego dojazdu do Chartres i kończymy wyprawę w Alençon, skąd pociąg TER oferujący wszelkie wygody dla rowerzystów i ich rowerów zabiera nas z powrotem do Orleanu. 



Rok wyprawy: 2018
Trasa: Nantes>Suces-sur-Edre> Redon> Malestroit> Josselin> Rohan> Morlaix> Roscoff >Morlaix> Plougasnou> Lanion> Trégastel>Paimpol>Saint Brieuc> Plévenon>Matigon>Tréméreuc>Saint-Malo>Saint-Meloir-des-Ondres>Mont-Saint-Michel>Pontaubault>Domfront>Alençon
Dystans: ~ 900 km.
Nawigacja: Naviki, ale w sumie nie była zupełnie potrzebna, trasy są świetnie oznaczone. 
Noclegi: campingi ~10-20 euro za noc. We Francji nocowanie na dziko jest zabronione.
Posiłki: déjeuner w lokalnych restauracjach, cena za menu du jour składające się z entré i dania głównego lub dania głównego i deseru ~13-20 euro
Porady dotyczące posiłków, campingów i ogólnie wypraw we Francji  http://mojevelo.blogspot.com/2020/05/francja-to-nasz-ukochany-rowerowy-kraj.html
Rowery: dwa rowery crossowe Scot z 28 calowymi oponami 
Sakwy: Crosso przód, tył i worek. 
Przejazd Orlean-Nantes i Alençon-Nantes pociągami TER 
Rezerwacja pociągów przez aplikację (choć raczej polecamy zakup na dworcu)  https://www.omio.com/trains/nantes/orleans
Trasa rowerowa La Vélomaritime https://www.lavelomaritime.







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

La Voie Bleue z Nancy do Lyonu, czyli „W stronę słońca”

Okropnie zimny lipiec 2023 roku zmusza nas do zmiany planów i porzucenia planów zdobycia Ardenów. Od dwóch tygodni nieustannie sprawdzamy prognozy pogody i staramy się ustalić trasę wyprawy, która omijałaby ogromne niże z deszczem i chłodem pędzące od Atlantyku przez Europę. Ostateczną decyzję podejmujemy już będąc w Nancy. Nie chce nam się tak marznąć i moknąć, Ardeny będą musiały jednak poczekać. Decydujemy się na jazdę na południe, w stronę słońca czyli trasą rowerową La Voie Bleue, biegnącą od granicy z Luksemburgiem do Lyonu wzdłuż doliny Mozeli, kanału Wogezów i doliny Saony, przez prawie 700 km. Jej pierwsze 100 kilometrów zrobiliśmy już podczas wyprawy Normandia, Belgia, Luksemburg czyli „Jeszcze dalej niż na północ”  i nie będziemy się powtarzać. S tartujemy z bardzo przyjaznego rowerzystom hotelu B&B, gdzie na strzeżonym i darmowym parkingu zostawiamy samochód.  Samo Nancy zaskakuje nas swoją historią związaną z wygnanym z Polski królem Stanisławem Leszczyńskim. Wygnaniec

Prowincja, czyli miejsca, których nie możecie przegapić.

Czego nie można przegapić będąc na wyprawie we Francji? Może być dla wielu zaskoczeniem, ale wcale nie chodzi o wieżę Eiffela, piramidę w Louvre, czy Mona Lisę. Miejsca, do których absolutnie trzeba zaglądnąć, nawet jeśli zboczy się trochę ze swojej trasy, w których koniecznie należy się zatrzymać na mały aperitif, digestif, obiad lub po prostu kawę, to miasteczka z marką Pètit Cités de Caractère ®,  (Male miasteczka z charakterem) oraz wsie z marką Les Plus Beux Villages de France ®  (Najpiękniejsze francuskie wsie). Odwiedzając Pètit Cités de Caractère zawsze czujemy się jakby maszyna czasu przeniosła nas setki lat w przeszłość, do czasów ich największej świetności. Bo marka Pètit Cités de Caractère jest projektem, w którym biorą udział miasteczka będące niegdyś centrami administracyjnymi, politycznymi, religijnymi, handlowymi, czy wojskowymi. Po rewolucji administracyjnej i przemysłowej we Francji ich znaczenie upadło i zaczęły się wyludniać, ale ich architektura wciąż świadczy o ic

Wiślana Trasa Rowerowa czyli „Polskie Drogi”

Zawsze marzyło nam się rozpoczęcie wyprawy za progiem domu. Bo jednak przejazd z rowerami do trasy położonej we Francji i powrót zajmowały nam co roku 3-4 dni. Zmarnowanych dni, wyciętych z niedługiego w końcu urlopu, które mijały na wielogodzinnym połykaniu kolejnych kilometrów autostrad. Tym razem trochę Covid, a trochę zimna i wietrzna pogoda zapowiadana na lato 2021 dla północnej Francji zmusiły nas do realizacji tego marzenia. Ogromnie żal nam było francuskich smaczków, krajobrazów, restauracyjek i pogawędek z lokalsami, ale możliwość naciśnięcia na pedały jeszcze tego samego dnia kiedy zakończyliśmy pracę, wynagrodziła nam ten żal wielokrotnie.  Wiślana Trasa Rowerowa, na którą się zdecydowaliśmy, jednocześnie pociągała i odpychała nas już od dłuższego czasu. Odpychała głównie z tego powodu, iż trasa ta nie jest w całości zrealizowana i nie wiadomo było czego się po drodze będzie można spodziewać.  Zaplanowanie 950 kilometrowej trasy po WTR od Krakowa, gdzie mieszkamy, do Gdańska